Przystanek autobusowy
Zack: A tym to o co chodzi?
Milo: A, jesteś nowy. Mam średnią reputację w mieście.
Zack: Że taki twardziel z ciebie?
Milo: Oj, tak to mnie chyba nikt nigdy nie nazwał. Hey jestem Milo.
Zack: Cześć, Zack.
(okrzyki strachu)
Chłopiec 1: Nie nie nie nie nie.
Zack: To właściwie jaką masz tę reputację?
Milo: Czasem dzieciaki używają tego słowa na "P", ale co tam. Co cię nie zabije to Cię wzmocni, ale na wszelki wypadek noś zbroję.
Melissa: Hey Milo.
Milo: O Melisa.
Melissa: To ja tu sobie postoję obok.
Milo: Dobrze.
Melissa: No co tam Milo? Jak weekendzik?
Milo: Pełen wrażeń.
Melissa: No nie wątpię. Heh.
Milo: Mam nową bliznę. Pokazać ci?
Melissa: Jasne!
Milo: Okej!
Melissa: O super. Ta jest niezła.
Milo: Co nie?
Zack: Dobra, czekaj chwilę Milo. Co się tu dzieje?
Milo: E co masz na myśli?
Zack: W sensie, skąd ten dystans i co to za słowo na "P"?
Milo: Agh, wolałbym nie zapeszać.
(niepokojący dźwięk)
Zack: Oł, zobacz to taka specjalna lina, którą związuje się rzeczy na placach budowy. (Spogląda na Milo) Hey, skąd wziąłeś kask?
Zack: Aaaa! Aaaa!
Bradley: Założę się o mój budyń waniliowy, że nie dotrą do szkoły.
Melissa: Zakład? Wchodzę w to.
Bradley: Serio?
Melissa: No jasna sprawa. Milo to twardziel. Wrzucamy budyń do puli, a ja dokładam jeszcze ciasteczko czekoladowe. A może jednak się boisz?
Chłopiec 2: He.
Chłopiec 1: Ło.
Chłopiec 2: Uu, honorowa sprawa.
Zack: Aaaa! Co jest? Dlaczego nie krzyczysz?
Milo: Bo to nie pomaga. Gardło tylko podrażnia. Ej podaj mi tę linę i najlepiej złap mój plecak.
Zack: Chwila.
Zack: Łooohoo! Łooo!
Milo: Ta lina do trwałych nie należała.
Diogee: (szczeknięcie)
Milo: Nie Diogee, do domu. Co za pies. Nie powinien biegać sam po ulicach.
Zack: Łaaaa!
Gapie: Łaaa!
(ogólnie dużo krzyków Zacka)
(dźwięk wyciąganej z błota głowy Zacka)
Milo: Lepiej przysuń się do mnie kawałeczek.
(dźwięk spadającego walca)
Zack: To słowo na "P", to chyba pech, prawda?
Bradley: Ej Melissa, jak tam sobie radzi twój chłopak? Już czuje smak tego batonika.
Melissa: O tak? To może podkręcimy atmosferę?
Chłopiec 3: O czym gadacie tam z tyłu?
Chłopiec 1: Założyli się o to, czy Milo dotrze do szkoły i to na czas.
Chłopiec 3: Wchodzę w to. Co się działo do tej pory?
Bradley: Cementowa rura sturlała się za nim z klifu.
Mort: Dorzucę paluszki serowe. Stawiam, że będzie po przerwie obiadowej.
Amanda: Ja mam lukrecjowe żelki.
Melissa: Dobra zaraz, wyciągnę swój zeszyt.
Zack: Nie nie nie nie, czekaj, czekaj! Och. O nie! Przegapię pierwszy dzień w nowej szkole. Rodzice się na mnie tak wkurzą.
Milo: Spokojnie. Mój tata zawsze mówi, że nikt nie jest taki, żeby się od czasu do czasu nie spóźnić. Całego dnia na pewno nie przegapimy.
Diogee: (szczekanie)
Milo: Nie Diogee, do domu. Ja idę do szkoły.
Milo: Poza tym, jak złapiemy autobus na następnym przystanku, to może nawet zdążymy.
Milo: Mam trasę wklepaną w GP...S... Chyba się zmoczył jak wpadł do błota, ale spokojnie. Mam opcję zapasową. (Wyciąga z plecaka mapę.) Zwykła mapa. Oldskul. (Mapę porywa orzeł.) Ha. Spokojnie i tak pamiętam trasę. To się zdarza non stop.
Zack: To się zdarza non stop? Taka sytuacja?
Milo: Będziemy nawet przed nimi. Musimy tylko przejść przez kamieniołom.
Zack: Kamieniołom? Jasne. Co jeszcze może pójść nie tak?
Robotnik: Sorry chłopcy, był wyciek oleju. Jak widać straszny bałagan. Dzisiaj nie wpuszczamy.
Milo: Chyba damy radę przejść. Mam kaloszki.
Zack: Ja nie mam.
Milo: Mam zapasową parę i przeszły test niebezpiecznych substancji.
Robotnik: Nie sądzę żeby...
Milo: Oto certyfikat BHP (Podaje Robotnikowi kartkę, po czym zwraca się do Zacka.) Jaki masz rozmiar? Czterdziestka?
Robotnik: No jest podpis notariusza, więc w sumie to...
(pisk nadlatującego orła)
Milo: Może lepiej idźmy przez las.
Uczniowie: Łoooo!
Melissa: Tam! (Wskazuje na biegnących Milo i Zacka.) Są bezpieczni! Biegną przez Las Kojota.
Mort: Las Kojota? To ma być niby twoja definicja bezpieczeństwa?
Melissa: Dawaj Milo!
Zack: Ty w ogóle wiesz gdzie jesteśmy?
Milo: O tak. Pożar wysuszył mój telefon. Jesteśmy w samym środku Lasu Kojota.
Zack: Chwila.
Zack: Las Kojota? Ehm... Mam dość spory problem z kojotami. Są jak wielkie dzikie psy i mam lęki!
Milo: Oj spokojnie. Tu nie ma żadnych kojotów.
Zack: Jak to, nie ma?
Milo: Nie, las został tak nazwany na cześć Pitera Kojota, aktora.
Zack: Serio?
Milo: Tak. Przekazał całą tę ziemię miastu, na rezerwat wilków.
(głośne wycie wilka)
Zack: Wiesz, że to wcale mnie nie pociesza?
Zack: Aaaaa!
Milo: Spokojnie. (Wyciąga z plecaka kanapkę.) Wilki kochają masło orzechowe.
Zack: Aaaa!
(szczekanie i warczenie wilków)
Milo: Dawaj tutaj!
Milo: Wiesz, wilki prawie nigdy nie atakują ludzi.
Zack: Naprawdę?
Milo: O tak, na przykład pszczoły są odpowiedzialne za o wiele więcej zgonów niż wilki.
(dźwięk bzyczenia pszczół)
Milo: Hey! Wyszliśmy z lasu.
Zack: Co masz na myśli?
Milo: Jesteśmy już za płotem. Teraz skocz.
(dźwięk spadającego ula)
Milo: Wow, ale nam się poszczęściło. W świetle ostatnich wydarzeń, bałem się, że spadnie prosto na nas.
(krzyki Zacka i wściekłe warczenie wilka)
Bradley: Czy wy to widzicie?
Mort: Tak. Czemu ten wilk ma na głowie turban?
Melissa: Podwajam stawkę! Ktoś chętny?
Zack: Ile zgonów zdarza się i przez wilki, i przez pszczoły?
Milo: My, byśmy byli pierwsi.
Zack: Łoo!
(wycie wilka)
Milo: Bardzo proszę. To pomoże nam poruszać się w ciemnościach.
Zack: Milo, nawet jeśli stąd wyjdziemy to ja idę w drugą stronę.
Zack: Bez obrazy, ale nie daję sobie rady z.. tym.
Milo: Aaa a-ale z czym?
Zack: Z tymi klęskami i katastrofami, które cię prześladują. Jak ty możesz tak żyć?
Milo: Jak ty możesz żyć tak?
Zack: Co masz na myśli?
Milo: W sensie, chcesz żyć tak jak cała reszta? Codziennie podjeżdża pod nich busik. Busik! To brzmi jak dobra zabawa dla ciebie?
Zack: Hmm... Rozumiem. Gdzie dalej?
Milo: Jest taka luźna krata, gdzieś po lewej. Już tu kiedyś byłem.
Zack: Oczywiście.
(dźwięki z budowy)
Scena się zmienia. Widzimy robotnika, po chwili drugi wychodzi z magazynu.)
Robotnik 2: Dobra. W takim razie włączamy wodę z powrotem.
Robotnik 3: Wiecie nie mogę znaleźć tej ciężkiej liny do związywania rzeczy.
Robotnik 3: Aha. No i fragmentu tej cementowej rury.
(dźwięk tryskającej wody)
Zack: A? Łoho!
(podkład muzyczny)
(chłopcy wydają dźwięki zdumienia)
Robotnik 3: Hey Milo, czy to jest nowa blizna?
Milo: Tak, miło, że zauważyłeś.
Melissa: Okej. Chelsie dorzuciła chipsy, Sid podbił stawkę do dwóch budyniów. Spora pewność siebie Sid, nie przejedź się na niej. Mort wrzucił paluszki serowe i jabłko, a Bradley oddał całą, próżniowo zapakowaną torebkę obiadową, którą musiałabym ci zwrócić jutro Bradley.
Bradley: Ach! (Dostrzega przez okno Milo i Zacka płynących rzeką na przyczepie piachu.) Patrzcie! Tam są! Ojej, pierwsi będą w szkole. (Autobus wjeżdża na most, a kontener płynie dalej rzeką.) Skręcili! Jednak nie.
Melissa: Ktoś chce podbić stawkę?
Zack: Szkoda, że nie da się tym pokierować do brzegu.
Milo: Nie musimy. Patrz! (Wskazuje na most, pod którym mają za chwilę przepłynąć.) Most przy Maple Street! Dawaj, podsadzę cię.
(krzyk Zacka i szczekanie Diogeego)
Diogee: (szczeknięcie)
Milo: Brawo Diogee! Dobry piesek. Masz ciasteczko. Ale musisz wracać do domu. Okej?
Milo: Do domu. Nie powinien pływać w rzece.
Na drogę wychodzi przemoknięty wilk i otrzepuje się z wody. Kierowca który jedzie wprost na niego, zauważa go w ostatniej chwili i ostro skręca.)
(krzyki kierowcy i piski opon)
Zack przysiada się bliżej Milo.)
Zack: Wiesz, nie wiem czy to ta cała adrenalina, ale zaczynam czuć, że możemy stawić czoło każdej sytuacji.
Zack: Dobra, cofam to. Nie każdej.
Zack: Ła! Kosmici: (wydają kosmiczne dźwięki)
Mort: Półtorej minuty do dzwonka.
Bradley: Nie wierzę, że im się to uda.
Melissa: Ahaha. Skoro jesteś tego tak pewien, wciąż możesz dorzucić do puli.
Bradley: Dobra. (Podchodzi do Melissy. Na dłoni ma kilka cukierków.) Trzy cukierki i witamina C w tabletkach. Co? Jest sezon na przeziębienia.
(dźwięki wydawane przez kosmitów i ich sprzęt)
Milo: Wiesz, jednak są spoza miasta. Może nie zdają sobie sprawy, że to dla nas kłopotliwe?
Zack: Em. Chłopaki? Halo. (Kosmici spoglądają na Underwooda.) Wiem, że przyjechaliście z daleka, ale naprawdę musimy lecieć do szkoły.
Bradley: Cóż Melissa, zacznij rozdawać łupy.
(dźwięk dzwonka)
Milo: Hju, jesteśmy na czas. Tylko wilki zjadły mój obiad.
Zack: Mój wypadł już na przystanku. Trudno, będzie głód.
Melissa: Spokojnie. Mam coś dla was.
Uczniowie: Trzymajcie. Proszę. Gratulacje.
Milo: Łooho! Nawet jest witamina C! Co? jest sezon na przeziębienia.